Wróciłem właśnie z dość nieoczekiwanego urlopu, który to – jako nieoczekiwany – nie do końca, niestety, pozwolił oderwać mi się od pracy. Słońce nad Bałtykiem dopisało, ale, by tak rzec, technologiczne okoliczności przyrody – nie za bardzo. Zahartowany niełatwym doświadczeniem, spieszę podzielić się radą, czego unikać, a czym warto się ratować w chwili kryzysu.
Gdy Umiłowana Koleżanka Małżonka z dnia na dzień zaordynowała wyjazd, miałem tylko jeden warunek: internet. Wiedziałem, że na pisanie zaplanowanych tekstów nie mam szans, ale ze względu na pilne zobowiązania bezwarunkowo musiałem coś nadzorować przez sieć. Strona internetowa ośrodka wypoczynkowego zapewniała, że w wynajętym domku kempingowym będę miał bezproblemowy dostęp do Wi-Fi. Przez telefon to potwierdzono.
Po przyjeździe, prosząc o hasło dostępu, usłyszałem, że „nie pamiętam, chyba […]”, ale tak w ogóle to żebym sobie lepiej darował, bo niemal nie sposób się z jakąkolwiek stroną połączyć. Fakt, sygnał był słabiutki, pojawiał się na chwilę i znikał, dramat jak za króla Ćwieczka. Jedyne, co mi zostało, to internet w smartfonie. Jak wiadomo, można zamienić telefon w punkt dostępu, co pozwala łączyć się z internetem z komputera.
Sygnał był nawet niezgorszy, jakoś to szło. Aż zdechło. Otrzymałem wiadomość, że wyczerpałem przysługujący mi miesięczny limit i aby odzyskać poprzednią przepustowość, muszę wykupić kolejne 500 MB za ileś tam złotych.
Tu muszę wyznać, że mam – jak się okazało – nieszczęście być abonentem sieci Play.
Zapłaciłem, wklepując w telefon przesłany przez operatora kod. Byłem lekko zdziwiony, dowiadując się, że ten pakiet zostanie mi przyznany w czasie do 24 godzin. Pomyślałem jednak, że to zapewne tylko taka prawna klauzula na wszelki wypadek, a dostęp do internetu odzyskam za chwilę. Mamy w końcu XXI wiek, to się powinno dziać automatyczne, po zarejestrowaniu zgłoszenia abonenta w systemie.
Guzik z pętelką. Czekałem DOBĘ. Prawdopodobnie nawet ciut dłużej niż 24 godziny, ale absolutnej pewności nie mam. Play bowiem bardzo sprawnie przysyła maile proponujące przelanie forsy na swoje konto, ale wysłanie informacji o włączeniu usługi uważa za zbędne.
No po prostu średniowiecze. Aż dziw, że faktury nie dowożą mi furmanką.
Limit wyczerpałem błyskawicznie, dostałem kolejnego SMS-a z propozycją wykupienia dodatkowych 500 MB. Chciałem od razu zapłacić za więcej, by uniknąć niedogodności (skórę w trakcie doby przerwy uratował mi telefon Ani), ale Play nie przewidział takiej opcji. Zapłaciłem i… tym razem transfer nie został przywrócony. Co za żałosne amatorstwo.
Dodam jeszcze, by dopełnić obrazu goryczy, że internetowy „lejek” po ograniczeniu przepustowości w Play jest tak wąski, że nie byłem nawet w stanie przy tym transferze sprawdzić poczty. Nie jest zatem prawdą, że dostęp do sieci w takiej sytuacji jest nadal, tylko mniej komfortowy. W praktyce nie miałem go wcale.
Po tych doświadczeniach mam Playa dość. Liczę na lepszą obsługę w kwestii internetu u innego operatora, w końcu gorsza już być nie może. Ale co wybrać?
Do końca umowy jeszcze niestety daleko, będę musiał przecierpieć swoje. Za półtora roku dzisiejsze oferty będą nieaktualne, ale z ciekawości postanowiłem sprawdzić, gdzie miałbym lepszy dostęp do sieci.
T-Mobile? Gdy już się człowiek z trudem przebije przez nieczytelne menu umajone zdjęciami państwa Lewandowskich, to dochodzi do wniosku, że – jak zresztą niedawno pisałem – dla dzwoniących są tam fajne oferty, ale osoby intensywnie korzystające z internetu powinny się rozejrzeć gdzie indziej. Notabene nie potrafiłem znaleźć informacji, ile wynoszą dopłaty po wyczerpaniu puli megabajtów, zniecierpliwiony poszedłem szukać u rywali.
Sensowniej niż Play rozwiązał problem dostępu do sieci choćby Orange. Gdy wyczerpie się limit, operator nie zakręca kurka, tylko w usłudze „Cała Naprzód!” automatycznie zaczyna pobierać 2 gr za każdy dodatkowy 1 MB transferu. Wychodzi niewiele drożej niż w Play, ale nigdzie nie trzeba się dobijać i czekać potem dobę, aż okażą łaskę (lub nie).
A przynajmniej tak jest w planach taryfowych „Orange Free Net”. W „Orange Free” oraz „Orange Free Set” kasują już 5 gr za 1 MB. Sporo, ale liczą za każdy MB oddzielnie, nie trzeba wykupować pakietów, sieć nie zwalnia nawet na chwilę. W sytuacjach kryzysowych do przeżycia.
Najciekawszą ofertę internetową ma jednak Plus – operator, który parę razy mi podpadł, czemu dałem tu wyraz. Trzeba oddać Plusowi sprawiedliwość, że w kwestii dostępu do sieci przebija konkurencję. Limity transferów są zdecydowanie wyższe, a po ich przekroczeniu też nie jest źle. Za kwotę niższą, niż płacę dziś w Play, mogę mieć 25 GB przy maksymalnej szybkości LTE, a po wyczerpaniu tej puli LTE nadal będzie działać, tyle że z ograniczeniem do 10 Mb/s. Taki „lejek” wziąłbym w Playu bez zastanawiania.
Dość marudzenia, ale na zachwalanie technologii, która akurat rewelacyjnie się na wakacjach sprawdziła, nie mam już siły. Na razie mogę zdradzić tylko tyle, co w tytule. Zapraszam jutro.
6 sierpnia o godz. 9:53 8949
Zawsze zostaje GPRS… 😉
Nokia PC Suite + kabelek USB + laptop = internet niezbyt szybki, ale stabilny.
6 sierpnia o godz. 14:26 8970
Serdeczne dzieki, Panie Olafie, za fachowa obsluge mego pyatania pod poprzednim wpisem.
Wlasnie o taka mi chodzilo.
Ubolewanie, ze zmagal sie Pan z bezinterneciem na urlopie. Pamietam jak przed laty bylem w Grecji na jednej z wysp i jedyna gazeta dostepna gdziekolwiek i to tylko z rana to byl The Sun. Wspominam ze zgroza. W dodatku wstydzilem sie to czytac na plazy… :rwisted:
11 sierpnia o godz. 14:15 9061
Pamiętam jak byłem u rodziny na wsi i musiałem wchodzić na wzgórze, żeby złapać sieć 🙂
2 września o godz. 13:51 9305
Ja z siecią play miałem w zeszłym roku podobną przygodę podczas urlopu, tyle że po skończeniu się limitu zadzwoniłem do obsługi klienta i poprosiłem o większy limit, zaproponowano mi inną taryfę. Podczas rozmowy zapytałem „co się stanie, limit się z kończy” i usłyszałem że internet zwolni. Nie zwolnił, po 2 dniach radosnego hasania po internecie dostałem smsa że twoje saldo przekroczyło 900pln. Reklamację uznano po odsłuchaniu rozmowy z operatorem sieci.
Pamiętam, jak około roku 2000-2001 podczas wdrażania systemów sprzedaży mobilnej przedstawiciele sieci z + w nazwie chwalili się że można podróżować drogami krajowymi nie tracąc łączności z internetem. Było to wtedy śmieszne, ale wiedziałem że wkrótce tak będzie, Niestety wkrótce nie nadeszło tak szybko, nadal jadąc wieloma drogami w tym A1 sic! praktycznie nie da się korzystać z internetu